-Violetta poczekaj! - słyszę jak szatyn mnie woła z oddali, udam że nie słyszałam. -Violetta, słyszysz, stój! - no pięknie no i mnie dogonił. Odwróciłam się w jego stronę. - Nie udawaj, że nie słyszałaś jak Cię wołałem! To było dziecinne, czemu uciekłaś.
- Wcale nie uciekłam, ja po pro... po, prostu... - pięknie zaczęłam się jąkać, a na dodatek żywo gestykulować rękoma. - Śpieszy mi się, León - westchnęłam - Dziękuję za podwózkę, ale teraz na prawdę muszę iść.
- Pójdę z Tobą.
-Słucham?! - lekko marszczę brwi
- Pójdę z Tobą. Skoro Ci się spieszy lepiej będzie jak Ci pomogę.
- Od kiedy jesteś dla mnie taki miły? - prawie krzyknęłam. Przypomniałam sobie to jak mnie traktował gdy mieszkałam razem z nimi.
-Violetta, daj spokój - przejechał ręką po po moim ramieniu - zrozumiałem wiele rzeczy, a poza tym możemy porozmawiać o tym gdzieś indziej zamiast robić awanturę na środku parkingu obok supermarketu?- Miał rację, zachowuję się jak dzieciak.