-Violetta poczekaj! - słyszę jak szatyn mnie woła z oddali, udam że nie słyszałam. -Violetta, słyszysz, stój! - no pięknie no i mnie dogonił. Odwróciłam się w jego stronę. - Nie udawaj, że nie słyszałaś jak Cię wołałem! To było dziecinne, czemu uciekłaś.
- Wcale nie uciekłam, ja po pro... po, prostu... - pięknie zaczęłam się jąkać, a na dodatek żywo gestykulować rękoma. - Śpieszy mi się, León - westchnęłam - Dziękuję za podwózkę, ale teraz na prawdę muszę iść.
- Pójdę z Tobą.
-Słucham?! - lekko marszczę brwi
- Pójdę z Tobą. Skoro Ci się spieszy lepiej będzie jak Ci pomogę.
- Od kiedy jesteś dla mnie taki miły? - prawie krzyknęłam. Przypomniałam sobie to jak mnie traktował gdy mieszkałam razem z nimi.
-Violetta, daj spokój - przejechał ręką po po moim ramieniu - zrozumiałem wiele rzeczy, a poza tym możemy porozmawiać o tym gdzieś indziej zamiast robić awanturę na środku parkingu obok supermarketu?- Miał rację, zachowuję się jak dzieciak.
Muszę się bardziej wyluzować i zapomnieć o tym co miało miejsce w Phoenix. To, że tamci faceci byli beznadziejni to wcale nie znaczy, że ci nowojorscy też tacy są. Nie mogę kierować się stereotypami. Zakupy poszły nam dość szybko pomijając małą scenę zazdrości Leóna. Nie mam zielonego pojęcia co to miało być, ale postanowiłam się nie kłócić. Po raz kolejny tego dnia. I to z N I M .
- Masz ochotę na coś do picia? - pytam gdy jesteśmy już w domu.
- Kawa. Najlepiej czarna.
Posłusznie zrobiłam to o co mnie poprosił w między czasie rozpakowując zakupy, których była naprawdę masa. Nie miałam jeszcze wszystkich potrzebnych mi rzeczy. Gdy usłyszałam charakterystyczne pstryknięcie od expresu podałam Leónowi kawę, tym samym siadając na przeciwko niego przy wyspie kuchennej, delektując się pięknym zapachem mojej ulubionej zielonej herbaty.
- Masz do mnie jakąś sprawę? - zapytałam po chwili ciszy
- Nie, dlaczego? - ściągnął marynarkę i siedział przede mną w białej koszuli z podwiniętymi do łokci rękawami. Wygląda cholernie seksownie. Gdybym mogła najchętniej bym się na niego rzuciła. Po chwili telefon Leóna zaczął dzwonić, ale nie odbierał.
- Nie odbierzesz? - nie ukrywałam swojego zdziwienia.
- To z pracy. - patrzył się na mnie swoim wypalającym spojrzeniem. Cholera, czuję jak się czerwienię.
- To nic ważnego.
- Nie chcę, abyś przeze mnie stracił pracę.
Szatyn zaczął się śmiać. Spuściłam głowę w dół czując upokorzenie. Historia lubi się powtarzać mówi mi podświadomość. Czułam jak łzy napływają mi do oczu.
- Violetta co się stało? Zrobiłem coś nie tak? - tak. Wszystko.
- Nie.
- Przecież widzę.
Podniosłam głowę do góry i zobaczyłam zmartwione spojrzenie szatyna. Zdążyłam powiedzieć tylko ciche '' przepraszam i pobiegłam do sypialni by móc dać upust łzom. León ma absolutną rację zachowuję się jak dzieciak, wywołuję kłótnię na środku parkingu, denerwuję się o byle co i łatwo zmusić mnie do płaczu.
- Nie potrafię zapomnieć o tej popieprzonej przeszłości, a tak bardzo bym tego chciała.
- Pomogę Ci...
Zakupy z Leonem. Łał. Chyba fo głową bolała. Taki milutki. Jakaś zmiana?
OdpowiedzUsuńOn chce jej pomóc.
Zajebisty. Cudowny. Genialny.
Czekam na next :*
Buziaczki :* ❤
Maddy ❤