czwartek, 14 kwietnia 2016

~Chapter 11


Idę ścieżką, dookoła nie ma nic oprócz mnie i natury. Żywej natury. To piękne podziwiać takie widoki w Nowym Jorku. Zaraz, chwila. To nie jest moje ukochane miasto, to nie jest to miejsce gdzie chciałabym spędzić resztę życia. Nerwowo rozejrzałam się dookoła. Mój świat zaczął wirować. Nie wiedziałam co się dzieje. W oddali zobaczyłam Francesskę Cauvillgę. Zaczęłam biec w jej stronę. Mimo, że jest moim największym wrogiem postanowiłam podejść do niej, może ona wie jak się stąd dostać do Nowego Jorku. Niestety gdy coraz bliżej byłam, tym bardziej brunetka zaczęła się oddalać. NIE, NIE, NIE. GDZIE JESTEŚ? WRÓĆ TUTAJ!





- Violetta! Violetta! - poczułam lekkie szturchnięcie w ramię. Co ja mówię, ktoś wręcz szarpał moją prawą część ciała. Otworzyłam oczy i od razu tego pożałowałam. 
- Nic Ci nie jest? Coś się stało? Krzyczałaś przez sen. - szatyn zadawał milion pytań na minutę, a ja nadal zastanawiałam się czemu nie wrócił do siebie? Czyżby aż tak przejął się moim losem? Moją przeszłością. NIE UFAJ ZBYT ŁATWO! 
-León? - powiedziałam zaspanym głosem - nadal tu jesteś? - może to nie było zbyt miłe, ale dopiero co wstałam, mój mózg nie myślał racjonalnie. Do tego mój sen. 
- Martwiłem się o Ciebie. Twoje wyznanie.. 
- Zostań. - rozkazałam. Wczoraj pokazałam swoją słabość. Muszę być silna, nie wolno mi płakać. 
- Violetta, ja na prawdę przepraszam za wczoraj, za każdy dzień, w którym sprawiłem Ci przykrość, ale od pierwszego momentu gdy Cię zobaczyłem - szatyn delikatnie uniósł mi podbródek i patrzył się w moje oczy - wiedziałem, że muszę Cię mieć i szukałem czegokolwiek na Twój temat i tak znalazłem Francesskę. Opowiedziała mi o wszystkim. Ja.. - przerwałam mu
- Jak ona mogła?! - byłam nieźle wkurzona.- Zniszczyła mi życie w Phonix i to jej nie wystarczyło, teraz musi mnie wykończyć w Nowym Jorku? Pieprzona psychopatka. - czułam jakbym dostała słowotoku. Szybko podniosłam się z łóżka, nie zważając na to, która jest godzina i to, że zasnęłam w ciuchach. Chciałam z nią natychmiast porozmawiać. 
-Violetta co robisz? - pytał wyraźnie zaskoczony szatyn. Myślał, że się nabiorę na tą jego gadkę szmatkę? Pomylił się. 
- Wynoś się stąd, ale natychmiast. - podniosłam głos 
- Co Ci znowu zrobiłem? Przecież przeprosiłem i nie wiem czy pamiętasz, ale wczoraj zadeklarowałem pomóc Ci zapomnieć o przeszłości, a ja zawsze dotrzymuję słowa. - Uniósł się, jednak starał się zachować spokój. 

***

- Halo, Ziemia do Violetty - siedziałam zamyślona przy wyspie kuchennej. 
- Tak? - próbowałam udawać, że słuchałam o czym blondynka do mnie mówi. 
- Violetta, pytałam dlaczego nie pojawiłaś się wczoraj w klubie. Cholera całkiem zapomniałam o tej imprezie. Przez L E Ó N A. 
- Źle się czułam. Przepraszam, że nie zadzwoniłam. 
- Violetta co się stało. 
- Nic miałam po prostu gorszy dzień. Chyba za bardzo jej tym nie przekonałam, ale warto próbować. Korzystając z okazji mogłabym spytać ją czy to prawda, że pochodzi z Phoenix. Nie to nie jest dobry pomysł, zapytała by skąd, a przecież nie wydam Federico. Czemu życie musi być takie popieprzone i zawsze to ja mam jakąś przeszkodę na swojej drodze? Niedługo zaczynam pierwszy rok w Akademii Filmowej. Nie mogę się doczekać. Już niedługo będę robić to co kocham. Tworzyć, grać, tańczyć. Tak, mam duszę artystki, a wiąże się z tym marzycielstwo i wiara w lepsze jutro, Naiwniaczka. Nic nowego. Chce już zacząć te studia, poznać nowych znajomych, z którymi będę mogła gdzieś wyjść. Oczywiście, mam Ludmiłę, Federico, ale to nie to samo. Dlaczego życie jest takie trudne? Gdybym tylko mogła najchętniej utopiłabym swoje smutki w alkoholu. Tak to jest doskonały pomysł. 
-Lu, pijemy. - Surowo oznajmiając nie zważając na to, że blondynka coś mi tłumaczyła. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz