- Cześć, jestem Federico - przywitał mnie radośnie - Ty pewnie jesteś Violetta, wejdź - otworzył szeroko drzwi i gestem ręki zachęcił mnie do wejścia do środka. Chwyciłam swoje walizki i weszłam do środka.
- Daj pomogę Ci. - wziął moje bagaże.
- Dziękuję. Federico zaniósł moje walizki do góry, a mi samej kazał się rozgościć. Rozejrzałam się po domu Verdasów, a nawet rzekłabym willi. Salon był ogromny i urządzony w nowoczesnym stylu, muszę przyznać, że mają gust i klasę. Usiadłam wygodnie na kanapie. Poczułam się trochę nieswojo i dziwnie. Po raz pierwszy wyjechałam sama gdzieś dalej niż do babci, która mieszka w Los Angeles mam nadzieję, że będzie mi tu dobrze.
- Chcesz się czegoś napić ? - z zamyśleń wyrwał mnie głos syna państwa Verdas.
- Tak, chętnie.
Brunet poszedł do kuchni, z której wrócił po około pięciu minutach ze szklanką soku pomarańczowego, który jest moim ulubionym.
- Dziękuję.
- Nie ma za co. Czuj się tutaj jak u siebie w domu. Rodzice wrócą dopiero jutro wieczorem, kazali przeprosić, ale wypadł im pilny wyjazd. Do tego czasu jesteś pod opieką moją i mojego brata. - zaśmiał się. Cholera Verdasowie mają jeszcze jednego syna?
- Masz brata? - Nie ukrywałam swojego zdziwnienia.
- Tak, ale on rzadko bywa w domu. Ciągle gdzieś wychodzi, imprezuje. Cały León. Wcale się nie zdziwię jak dzisiaj nie wróci do domu na noc. - Ponownie się zaśmiał. - A teraz opowiedz mi coś o sobie. Spojrzałam na niego wielkimi oczami. Co ja mam mu powiedzieć. Że moje całe życie to nauka? Że w szkole się nade mną znęcali? - Śmiało nie krępuj się. Możesz mi zaufać. - Zaufać? Znam cię dobre trzydzieści minut i już mam Ci ufać. Zakpiła moja podświadomość. Postanowiłam mu powiedzieć co nieco o sobie pomijając te przykre momenty życia. Dużo się w tym czasie śmialiśmy. Zdążyłam zauważyć, że Fede to naprawdę sympatyczna osoba i chyba naprawdę można mu ufać. Wzajemnie poznawaliśmy się. Ja opowiadałam mu o sobie, on zaś o sobie, swojej rodzinie, o Nowym Jorku, który jest w pobliżu. Obiecał, że kiedyś tam pojedziemy. Mam nadzieję że dotrzyma słowa. Od zawsze podziwiałam to miasto i chciałam tam mieszkać. Rozmawialiśmy do późnego wieczora jedząc w między czasie kolację. Nie byłam głodna, ale ten chłopak dosłownie wmusił we mnie jedzenie.
- Pójdę się już położyć, jest już późno. Wzięłam do ręki swojego złotego IPhone'a w celu sprawdzenia godziny 23.30. - Ale się zasiedzieliśmy. Swój wzrok skierowałam na bruneta. Było widać, że jest zmęczony. Kierowałam się ku górze gdy usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi. Mój wzrok skierował się ku drzwiom. W nich zauważyłam szatyna, który był ubrany w koszulę w kratę, brązowe rurki. Grzywkę zaś miał postawioną wysoko do góry. Postanowiłam nie przyglądać mu się i nie zauważalna ruszyłam do swojej sypialni.
***
Dziś, rozdział krótszy niż ostatnio. Wybaczcie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz