Rano budziły mnie przedzierające się przez okno do mojego tymczasowego pokoju promienie słoneczne. Lekko się przeciągnęłam, po czym chwyciłam do ręki mój złoty IPhone 6 w celu sprawdzenia godziny. Już 13? Nieźle pospałaś Castillo - drwi moja podświadomość. Włożyłam na nogi puchate kapcie i zbiegłam na dół do kuchni gdzie ze śniadaniem czekali na mnie Federico i szatyn, którego wdziałam wczoraj w drzwiach.
- Widzę, że nieźle wczoraj zabalowałeś, Ludmiła wie? - o czym on mówi? Jakie znowu zabalowałeś. Spojrzałam na swój ubiór, dopiero teraz dostrzegłam, że mam na sobie dużo za dużą koszulkę młodszego Verdasa i dolną część bielizny. Czułam jak robię się czerwona.
-Co? O czym Ty mówisz? - zauważyłam zdziwienie na twarzy Fede - To Violetta Castillo, córka przyjaciół naszych rodziców. Przyleciała tutaj z Phoenix, będzie u nas mieszkać przez jakiś czas. Nie pamiętasz jak mama nam o tym mówiła?
Na twarzy szatyna malowało się zdziwienie, a ja nie wiedziałam co powiedzieć. Nadal stałam przed nimi w samej koszulce i bieliźnie. Spoglądałam kątem oka raz na jednego, raz na drugiego. W końcu zdecydowałam podejść do blatu w celu zjedzenia śniadania, które zostało przez któregoś z nich przyrządzone.
-Violu, to jest León, mój starszy brat - zwrócił się do mnie Federico - León - teraz mówił do szatyna - to Jest Violetta.
- Cześć. - Burknął w moją stronę. Z jego zachowania wywnioskowałam, że nie podoba mu się, że zamieszkam razem z nimi. Odszedł od stołu i poszedł gdzieś na górę. Odprowadziłam go wzrokiem do schodów. Szkoda, ale cóż. Widać, że różnią się z Federico nie tylko wyglądem, ale i charakterem. Za to muszę przyznać, że Leon jest przystojniejszy niż brunet, który również urodą nie grzeszy.
- Przepraszam Cię za niego. - Wyrwał mnie z zamyśleń młodszy z braci.
- Nic się nie stało - niepewnie się uśmiechnęłam. Podziękowałam za śniadanie i postanowiłam się pójść odświeżyć. Wzięłam świeżą, koronkową bieliznę i oraz czyste ubrania. W korytarzu natknęłam się na Leóna, który posłał mi złowrogie spojrzenie. Lekko się przestraszyłam, nie wiedziałam co to ma znaczyć. Nalałam do wanny gorącej wody, wlałam mój ulubiony płyn do kąpieli, który wzięłam razem ze sobą. Siedziałam w wannie i odprężałam się. Cieszyłam się, że już za trzy tygodnie zacznę na nowo żyć. Ten czas będzie czasem, podczas, którego będę podejmować tylko dobre decyzje. Studia, praca, kariera zawodowa i może później mąż i dzieci. Nic nie popsuje mi mojego idealnie zaplanowanego życia, a najbardziej cieszy mnie ten fakt, że ta suka Cauvillga jest w Seattle na drugim końcu Stanów i dzieli nas około siedmiu tysięcy kilometrów. Wychodziłam z wanny gdy usłyszałam Jego głos zza drzwi.
- Fede kazał przekazać, że jeżeli potrzebujesz ręczników to są u góry w szafce w lewym rogu. Dobrze był było gdybyś się pośpieszyła bo niedługo mają wrócić nasi rodzice.
Usłyszałam tylko jak się oddalał. Po trzydziestu minutach wyszłam z łazienki ubrana w jasne jeans'owe spodnie z dziurami oraz białą podkoszulkę z wycinanymi wzorkami ku dołowi. Dzisiaj postanowiłam lekko pokręcić włosy. Zeszłam na dół i zobaczyłam mojego przyjaciela. Myślę, że tak mogę nazwać Federico. Mogę mu zaufać, czuję to. Znamy się jeden dzień, a ja mam wrażenie jakby to było całe życie. Ostatnią osobą, z którą szczerze rozmawiałam była moja babcia, która umarła pół roku temu. Od tego czasu nikomu się nie ,, zwierzałam ''. Czy ten człowiek robi coś innego oprócz gotowania i sprzątania? Dzisiaj od samego rana buszuje w kuchni.
- Pomóc Ci w czymś? - zapytałam pogodnie
- O Violu już jesteś. Możesz nakryć do stołu. - Pokazywał mi co gdzie jest żebym nie miała z niczym problemu. Zaśmiałam się cicho pod nosem z miny Federico'a i wzięłam się do pracy. Dokładnie trzydzieści siedem minut później do domu weszli państwo Verdas'owie. Spojrzałam na zegarek. Punktualnie 16.15. Ciepło się przywitaliśmy i zaczęliśmy konsumować posiłek przyrządzony przez jednego z ich synów.
- Violu na jak długo u nas zostajesz? - Zapytała nie spodziewanie Jessica - Jeżeli chodzi o Nas możesz zostać tutaj jak długo tylko chcesz. Spojrzałam na szatyna. Widziałam złość w jego oczach. o co mu chodzi co ja mu takiego zrobiłam. On mnie przecież nie zna. Wie tylko jak się nazywam.
- Nie wiem. Jeszcze nie rozglądałam się po okolicy. - Ponownie na niego spojrzałam. Wyglądał jakby miał za chwilę wybuchnąć nie pohamowanym gniewem, agresją. Niepewnie uśmiechnęłam się do niego. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, leżałabym już trupem. O co mu do cholery chodzi?
Super!:)
OdpowiedzUsuńCzekam na next i zapraszam do mnie:)